Tajlandia na wyciągnięcie ręki. Jak jeden festiwal potrafi poruszyć wszystkie zmysły i zostawić ślad w sercu - Małgorzata Jednorowicz
- Maria Kroczak

- 2 dni temu
- 2 minut(y) czytania

Nie trzeba lecieć na drugi koniec świata, by poczuć klimat egzotycznych krajów, zanurzyć się w ich kulturze, sztuce i smakach. Czasem wystarczy otworzyć się na nowe doświadczenia i pozwolić sobie… po prostu być. Tak właśnie było ze mną i tajskim festiwalem, który odwiedziłam pewnego letniego dnia. To wydarzenie stało się czymś znacznie więcej niż tylko atrakcją weekendu. To było jak podróż duszy, pełna inspiracji, wzruszeń i spotkań, które zostają z człowiekiem na długo. To był jeden z tych dni, które zostają w sercu na długo. Dni, które pachną przyprawami, błyszczą kolorami i brzmią muzyką z dalekich zakątków świata. Jako rękodzielniczka i osoba wrażliwa na piękno, poczułam się tam jak w niebie – dosłownie i artystycznie.
Festiwal Magic of Thailand Fesival in Nottingham był niczym żywy moodboard – pełen barw, faktur i energii, która niemal unosiła się w powietrzu. Każdy kąt tętnił inspiracją. Stoiskom nie sposób było się oprzeć, kolorowe tkaniny, ręcznie robiona biżuteria, rzeźby, figurki, kwiaty… Każdy detal zapraszał do zatrzymania się i zachwytu. Dla twórcy to uczta, zarówno dla oka, jak i dla duszy. Na scenie odbywały się przepiękne pokazy tańców – w strojach tak odmiennych od tych, które znamy z Europy. Każdy ruch niósł w sobie historię. Zachwyciło mnie również to, jak w tej kulturze ludzie z szacunkiem się sobie kłaniają. To prosty, ale piękny gest, który mówi więcej niż słowa.
Tym, co najbardziej poruszyło moje serce, były spotkania z innymi artystami. Ludźmi z innych krajów, mówiącymi w innych językach, żyjącymi w innych realiach, a jednak… tak bliskimi. Bo dusza artysty nie zna granic. Nie ma narodowości, języka ani konkretnego smaku. To coś, co się czuje - od razu, głęboko i prawdziwie. Spotkałam bratnie dusze. Rozmowy z nimi były jak ciepły wiatr, naturalne, lekkie i pełne zrozumienia. Takie spotkania napełniają człowieka energią, inspirują, dają poczucie wspólnoty.
W sercu Europy spotkałam dusze z różnych stron świata, zatańczyłam z kolorami i przypomniałam sobie smak Japonii. Jeden festiwal - niezapomniana podróż. Był też moment wzruszenia.
Po prawie 20 latach znowu poczułam smak takoyaki, japońskiego przysmaku, który przywołał falę wspomnień i emocji. Każdy, kto mnie choć trochę zna, wie, jak bardzo kocham Japonię. I nagle na środku europejskiego miasta, wyrasta przede mną stoisko z japońskim street foodem. Serce biło mi szybciej, a ja przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa. Taki mały, wielki moment. Na zakończenie dnia spełniłam jeszcze jedno swoje ciche marzenie- zrobiłam sobie hennę na dłoni. Delikatną, prostą, symboliczną. I tak bardzo moją.
Wracałam do domu z uśmiechem, iskrą w oczach i ogromem pomysłów w głowie. Czuję, że ten festiwal zostawił we mnie ślad- nie tylko jako wydarzenie, ale jako doświadczenie, które mnie wzbogaciło.
I wiecie co? Jeśli w przyszłym roku znowu zostanie zorganizowany taki festiwal, ja już dziś rezerwuję sobie miejsce pod sceną i biorę kocyk! A dla tych, którzy z różnych powodów nie mogą podróżować do tropikalnych krajów - mam radę: odwiedźcie taki festiwal.
Bez paszportu, bez walizki, odbyłam podróż na drugi koniec świata.
Z całego serca polecam.
autorka artykułu: Małgorzata Jednorowicz - twórczyni rękodzieła. Więcej o Małgorzacie >>> TUTAJ





























Komentarze